Wyświetlenia ^^

piątek, 28 lutego 2014

Igrzyska Śmierci-kolejna historia

Uwaga! To kolejna praca konkursowa, zastanowię się nad dokończeniem jej, ale pewnie tego nie zrobię :) Mam nadzieję, że się podoba!

„Dożynki w moim dystrykcie”

-Jak trening? –słowa ojca wyrwały mnie z zamyśleń. Wypowiadając je, nawet na mnie nie spojrzał.
-Normalnie. – odpowiadam bez szczególnego zainteresowania
-Ile razy mam Ci powtarzać?! Masz odzywać się do mnie z szacunkiem.
-Przepraszam. –powiedziałam z udawaną pokorą- Trening wyszedł jak zawsze, bardzo dobrze, trener powiedział, że szybko się uczę i robię postępy. Stwierdził, że jestem gotowa.
-Mam nadzieję. Nie możesz nas zawieść, tyle lat płaciliśmy za Twoje szkolenie, nie pozwól, żeby to poszło na marnę.
-Dobrze, wiem o tym. Dziękuję, najadłam się. –chciałam wstać od stołu.
-Nawet nie ruszyłaś jedzenia. –moja mama patrzyła na mnie oskarżycielsko.
-Nie jestem głodna. –wstaję od stołu i idę do swojego pokoju.
-Wyśpij się, jutro rano przyjdę do Ciebie i pomogę Ci. –słyszę za sobą głos matki. Nie odpowiadam. Kieruję się prosto do pokoju, biorę prysznic i kładę spać. Leżąc w łóżku rozmyślam o jutrzejszym dniu. Byłam szkolona tyle lat na tę okazję, tyle razy odtwarzałam tą scenę w pamięci… Clohe wyczytuje imię jakiejś dziewczyny z mojego dystryktu, zgłaszam się za nią, i zajmuję miejsce na scenie. Wszystko dobrze, gorzej z dalszą częścią… no cóż, jestem przygotowana, muszę dać z siebie wszystko. Zasypiam. W nocy budzę się z krzykiem. W uszach nadal dudnią mi słowa ojca. „Nie możesz nas zawieść”, „Nie pozwól, żeby to poszło na marne”. Wstaję, idę do toalety, przemywam twarz wodą. Chwilę wpatruję się w swoje odbicie w lustrze, woda spływa po mojej twarzy i dekolcie. Nie zasnę, to pewne. Idę na balkon, jest świeże, rześkie powietrze, wdycham je głęboko do płuc. Uspokajam się. Obserwuję gwiazdy, księżyc, potem wschód słońca, aż przychodzi po mnie mama. Idę za nią do toalety, siadam na taborecie, a ona bierze szczotkę i rozczesuje mi włosy. Prawie wszyscy w moim dystrykcie mają blond włosy, ja również. Spoglądam na siebie w lustrze. Obicie pokazuje wąską twarz, duże okrągłe oczy i długi, cienki nos. Kiedy mama kończy, włosy falami otulają moją twarz. Są długie, sięgają mi do bioder. Mam stosunkowo ciemną karnację. Mama również mi się przygląda, następnie zostawia mnie samą. Wykonuję poranną toaletę, idę do pokoju. Na łóżku leży strój, który mi przygotowała na dzisiejszą okazję. Krótka śnieżnobiała sukienka i wysokie kamelowe szpilki leżą na łóżku. Ubieram się. Robię lekki makijaż i jestem gotowa. Sprawdzam jak wyglądam, sukienka sięga mi przed kolano, leży idealnie, jestem szczupła, ale dość wysoka i troszkę umięśniona. Omiatam pokój wzrokiem.  Schodzę na dół. Rodzice już czekają. Mama całuje mnie i mówi, że wyglądam cudnie. Uśmiecham się odsłaniając białe zęby. Wsiadamy do samochodu, po chwili docieramy na główny plac w naszym dystrykcie. Żegnam się z rodzicami. Matka przytula mnie mocno, odwzajemniam uścisk, wchłania zapach mydła i wanilii, kiedy się od niej odrywam posyłam jej uśmiech. Ojciec kładzie mi rękę na ramieniu, nic nie mówi. Dawno tak na mnie nie patrzył, jakby… wierzył we mnie? Niemożliwe, a jednak. Ściskam jego rękę, odwracam się i zajmuję miejsce obok rówieśników z mojego dystryktu. Staję w grupie osób w moim wieku – 17-latków. Spoglądam na grupę mężczyzn, odnajduję wzrokiem mojego przyjaciela, on już wcześniej to zrobił. Posyła mi uśmiech, który dodaje mi otuchy. Odwzajemniam gest. Mieszkanka Kapitolu wychodzi na scenę.
-Witajcie! Pomyślnych igrzysk! I niech los zawsze Wam sprzyja! – przypatruję jej się. Ma ogromną, złotą burzę włosów, jakby Jace to określił, jedno, wielkie siano. Ma doczepiane rzęsy w kształcie złotych piór, usta pomalowała na bordowo. Przez złotą sukienkę, w którą jest ubrana, z daleka wygląda jak złota kulka. –Nim zaczniemy obejrzycie wyjątkowy film, który przywieźliśmy Wam z samego Kapitolu. –słyszę te same słowa co roku i co roku puszczają ten sam durny film. –Uwielbiam to! I nadszedł czas, obyśmy wybrali dzielnego młodego mężczyznę i kobietę, których spotka zaszczyt reprezentowania dystryktu pierwszego w dorocznych Igrzyskach Głodowych. Panie pierwsze. –podchodzi do kuli z nazwiskami i tym długim pomalowanym na czerwono pazurem wybiera karteczkę, kiedy już ją ma, cała rozpromieniona podchodzi do mikrofonu, odchrząchuje –Naomi Vess! –następuje chwila ciszy, z tłumu wychodzi 14-letnia dziewczynka, słodka blondyneczka. Nie jest przestraszona, wie, że ktoś ją zastąpi. –Choć do nas, skarbie. –dziewczynka zajmuje miejsce na podium, koło Clohe. –A teraz, pora na panów. Podchodzi do kuli po drugiej stronie, wyjmuje karteczkę i zajmuje wcześniejsze miejsce. –Lucas Ramsey! –z tłumu wyłania się chudy blondyn wygląda na 16 lat i staje na podium. –Czy w tym roku są jacyś ochotnicy? –w moich uszach rozbrzmiewa wesoły głos prowadzącej. Serce zaczyna mi bić mocniej. Mówię sobie, że teraz policzę do trzech, a gdy skończę uniosę rękę. Raz. Spoglądam na przyjaciela. Dwa. Biorę uspakajający oddech. Trzy. Unoszę rękę.
-Zgłaszam się na trybuta! Chcę reprezentować dystrykt pierwszy w tegorocznych Głodowych Igrzyskach. –Tłum spogląda na mnie, a ja pewnym krokiem ruszam w kierunku sceny. Uśmiecham się do małej dziewczynki i zajmuję miejsce obok Clohe.
-Cudownie! Cudownie! Jak masz na imię?
-Wiktoria Mikołajewska –cieszę się, że mój głos brzmi pewnie. Patrzę się w kierunku rodziców i widzę ich, uśmiechniętą matkę i dumnego ojca. Cieszę się, że sprawiłam im radość, potem ogarniam wzrokiem tłum. Rozlega się męski głos.
-Ja również zgłaszam się na trybuta! –donośny, tubalny głos 17-letniego chłopaka rozległ się po całym placu. Również wszedł na scenę, przedstawił się jako Ethan Freeman, po czym podszedł do mnie. Przede mną stoi wysoki, dobrze zbudowany blondyn o czekoladowych oczach. Jest przystojny. Podajemy sobie ręce i ostatni raz odwracamy się w stronę widowni, a ja posyłam porozumiewawczy uśmiech mojemu przyjacielowi. Nikt mnie nie odwiedza, wiedziałam, że zgłoszę się do Igrzysk, więc wcześniej się ze wszystkimi pożegnałam, idziemy prosto do pociągu. Drzwi zamykają się za nami i opuszczamy dystrykt 1.

niedziela, 26 stycznia 2014

Igrzyska Śmierci - inna historia...

Uwaga ! To była praca konkursowa, zastanowię się nad dokończeniem jej, ale raczej tego nie zrobię, miłego czytania :)

Otworzyłam oczy, uświadomiłam sobie, że znajduję się w Ośrodku Szkoleniowym. Zerknęłam na budzik – 5 rano. Byłam wyspana, bo zawsze wstaję o tej godzinie. Po chwili wzięłam prysznic. W pokoju czekał już na mnie strój i śniadanie. Pachniało wyśmienicie. Zjadłam to, co mi przygotowano. Ubrałam się i stanęłam przed lustrem. Wpatrywałam się w nie przez chwilę swoimi niebieskimi oczami. Moje włosy są ciemnobrązowe, długie i lekko falowane, lecz są także wysuszone i zniszczone od ciągłego wiązania ich w warkocz. Po chwili zastanowienia postanowiłam wysoko zawiązać koński ogon. Mam ostre rysy twarzy, bladą cerę, a kitka sięga mi do ramion. Teraz wyglądam trochę groźnie, uśmiechnęłam się na tą myśl. Jestem raczej szczupła i dość umięśniona od dźwigania ogromnych kawałów mięsa do obróbki. Moje myśli zaprzątały sprawy związane z Igrzyskami. Zastanawiałam się właśnie czy mam szukać sojuszników, czy działać na własną rękę, jeśli tak, to, z kim zawrzeć sojusz, gdy z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Mój mentor wołał mnie na trening. Wyszłam z pokoju i podążałam za nim do Sali Treningowej. - Przed tobą długi dzień, postaraj się poznać swoje umiejętności, spróbuj nauczyć się czegoś nowego i dobrze przypatrz się rywalom. – Zapewne oczekiwał jakiejś odpowiedzi, lecz ja tylko kiwnęłam głową – Nie jesteś zbyt rozmowna, nie wyjawiłaś mi swojego planu, nie wiem, co zamierzasz, ale pamiętaj, że jestem tu by Ci pomóc. Jeśli chcesz układu z Zawodowcami, zaimponuj im! – Po tych słowach odszedł zostawiając mnie przed drzwiami Sali Treningowej. - Gdybym tylko miała jakiś plan…- powiedziałam do siebie cicho, westchnęłam i wkroczyłam do Sali prostując się. Byłam oszołomiona jej widokiem, owszem, cały Ośrodek budził zachwyt, ale na widok tych wszystkich broni i stanowisk zaparło mi dech w piersiach.  Tłoczyło się tu już dużo trybutów. Zawodowcy popisywali się swoimi umiejętnościami. Kilka osób walczyło, inni zdobywali nowe umiejętności. Zawodowcy zaszczycili mnie spojrzeniem, po czym szeptali coś między sobą. Po chwili cała grupa wybuchła głośnym śmiechem. Zignorowałam ich i podeszłam do stanowiska, gdzie pewien mężczyzna uczył jak rozpalać ogień używając jedynie patyków. O dziwo, po kilku próbach udało mi się. Następnie postanowiłam potrenować walkę wręcz. Instruktor pokazał mi kilka chwytów, a później zaczęliśmy walczyć. Zaraz koło mojego stanowiska znajdowały się kukły do rzutów nożem. Kiedy instruktor powalił mnie na ziemię poczułam ostry ból w przedramieniu. Dotknęłam obolałego miejsca i zauważyłam, że mój strój jest lekko rozcięty, a z ręki leci krew. Mimo tego nie była to poważna rana, raczej głębsze draśnięcie. Przed sobą zobaczyłam leżący nóż, a z tyłu dobiegł mnie donośny śmiech Zawodowców. Wściekłam się. Podniosłam się i jednym, szybkim ruchem chwyciłam leżący na podłodze nóż i rzuciłam go w dziewczynę, która najprawdopodobniej oddała rzut w moją stronę. Rozległ się jej krzyk, a wokół zapanowała cisza. Trybutka chwilę chowała twarz w dłoniach, lecz po chwili spojrzała na mnie nienawistnym spojrzeniem. Nóż lekko rozciął jej policzek i z rany sączyła się krew. -Wybacz, chciałam Ci tylko oddać nóż. Sądziłam, że masz lepszy refleks. – Powiedziałam i posłałam jej uśmiech. W tym czasie podbiegli do nas strażnicy i instruktorzy pytając, co się tutaj dzieje. Cały czas patrząc się w oczy dziewczynie odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. -Nic się nie stało, po prostu koleżance omsknęła się ręka przy rzucie nożem. – Wszyscy wpatrywali się wyczekująco w zawodowczynię. -Wszystko w jak najlepszym porządku. – Wycedziła z zaciśniętymi zębami, po czym wróciła do swoich zajęć. Byłam z siebie zadowolona i jednocześnie zaskoczona tak precyzyjną umiejętnością rzutu nożem. Owszem, dobrze się nim posługuję, bo mój dystrykt doprowadza mięso do Kapitolu, a ja je kroję i obrabiam. Czasem ubijam zwierzęta. Oprócz tego w przerwach w pracy rzucałam trochę nożami kuchennymi dla zabawy, jednak mimo to, nigdy nie pomyślałabym, że jestem tak wyćwiczona. To dobrze, umiem posługiwać się jakąś bronią, a to z pewnością przyda mi się na arenie. Do końca dnia trenowałam walkę wręcz. Po zakończeniu treningu poszłam się wykąpać, a następnie udałam na kolację. Mój mentor był zadowolony, że ja i chłopak z mojego dystryktu odkryliśmy nowe umiejętności. Mimo, że byłam zmęczona, nie chciało mi się spać, więc poszłam na basen. Próbowałam nauczyć się pływać, nawet nieźle mi to szło, lecz postanowiłam odpocząć. Otuliłam się ręcznikiem, usiadłam na murku i pogrążyłam we własnych myślach. -Sama? Tutaj? O tej porze? – Usłyszałam za sobą męski głos. Serce podeszło mi do gardła, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Również nie odwróciłam się, by zobaczyć, z którego dystryktu pochodzi trybut. -Jak widać. – Usłyszałam własny głos i cieszyłam się, że brzmi pewnie. Chłopak usiadł obok mnie. -Nie myślałem, że kogoś tu znajdę. -Również liczyłam na odrobinę prywatności. – Odpowiedziałam trochę ostrzej niż zamierzałam i odsunęłam się. Dopiero wtedy podniosłam wzrok i zobaczyłam jego twarz. Nie wierzyłam własnym oczom, to trybut z 1 dystryktu – Zawodowiec. W jednej chwili podniosłam się i zmierzałam w kierunku drzwi. -Zaimponowałaś mi. – Gdy mój mózg pojął sens tych słów stanęłam jak wryta. Chłopak błyskawicznie pokonał dzielącą nas odległość i zaszedł mnie od tyłu. Złapał moją rękę tak, bym nie mogła się wyrwać i zbliżył twarz do mojej. -Nikt nie odważyłby się zaatakować Zawodowca. Ty tak. Ledwo udało nam się utrzymać Larę. Mimo, że miała ochotę zabić Cię na miejscu, na razie dała Ci spokój. Ale radzę Ci na nią uważać. Najprawdopodobniej na arenie będziesz pierwszą osobą, którą zabije. Wtedy nie będę mógł Ci pomóc. – I odszedł zostawiając mnie samą. Wszystkie myśli krążyły po mojej głowie, było mi gorąco od emocji. Postanowiłam ochłodzić się w basenie, zresztą i tak bym nie zasnęła. Po kilku godzinach już dość dobrze pływałam. Padałam z nóg. Ledwo weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam kamiennym snem. Następny dzień zaczął się koszmarnie. Obudziło mnie pukanie do drzwi mojego mentora. Byłam niewyspana. Popędziłam za nim do Sali Treningowej. Kiedy weszłam do pomieszczenia wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę i zapadła cisza. Nie wiedziałam, o co chodzi, wyglądałam gorzej niż tragicznie. Podeszłam do stanowiska z łukami. Trenowałam łucznictwo kilka godzin i nawet zaczęło mi wychodzić, choć oczywiście nie obyło się bez szyderczych śmiechów Zawodowców przy każdym nieudanym strzale. Następnie podeszłam do stanowiska walki wręcz. Zauważyłam, że jestem silna i dlatego łatwo nauczyłam się dobrze walczyć. Potem poszłam na bieżnię, żeby poćwiczyć kondycję. Następnie zabrałam się za najróżniejsze ćwiczenia m.in. wspinanie się. Po skończonym treningu wzięłam prysznic i zjadłam kolację. Byłam bardzo zmęczona, więc poszłam prosto do pokoju i zasnęłam.