Wyświetlenia ^^

piątek, 28 lutego 2014

Igrzyska Śmierci-kolejna historia

Uwaga! To kolejna praca konkursowa, zastanowię się nad dokończeniem jej, ale pewnie tego nie zrobię :) Mam nadzieję, że się podoba!

„Dożynki w moim dystrykcie”

-Jak trening? –słowa ojca wyrwały mnie z zamyśleń. Wypowiadając je, nawet na mnie nie spojrzał.
-Normalnie. – odpowiadam bez szczególnego zainteresowania
-Ile razy mam Ci powtarzać?! Masz odzywać się do mnie z szacunkiem.
-Przepraszam. –powiedziałam z udawaną pokorą- Trening wyszedł jak zawsze, bardzo dobrze, trener powiedział, że szybko się uczę i robię postępy. Stwierdził, że jestem gotowa.
-Mam nadzieję. Nie możesz nas zawieść, tyle lat płaciliśmy za Twoje szkolenie, nie pozwól, żeby to poszło na marnę.
-Dobrze, wiem o tym. Dziękuję, najadłam się. –chciałam wstać od stołu.
-Nawet nie ruszyłaś jedzenia. –moja mama patrzyła na mnie oskarżycielsko.
-Nie jestem głodna. –wstaję od stołu i idę do swojego pokoju.
-Wyśpij się, jutro rano przyjdę do Ciebie i pomogę Ci. –słyszę za sobą głos matki. Nie odpowiadam. Kieruję się prosto do pokoju, biorę prysznic i kładę spać. Leżąc w łóżku rozmyślam o jutrzejszym dniu. Byłam szkolona tyle lat na tę okazję, tyle razy odtwarzałam tą scenę w pamięci… Clohe wyczytuje imię jakiejś dziewczyny z mojego dystryktu, zgłaszam się za nią, i zajmuję miejsce na scenie. Wszystko dobrze, gorzej z dalszą częścią… no cóż, jestem przygotowana, muszę dać z siebie wszystko. Zasypiam. W nocy budzę się z krzykiem. W uszach nadal dudnią mi słowa ojca. „Nie możesz nas zawieść”, „Nie pozwól, żeby to poszło na marne”. Wstaję, idę do toalety, przemywam twarz wodą. Chwilę wpatruję się w swoje odbicie w lustrze, woda spływa po mojej twarzy i dekolcie. Nie zasnę, to pewne. Idę na balkon, jest świeże, rześkie powietrze, wdycham je głęboko do płuc. Uspokajam się. Obserwuję gwiazdy, księżyc, potem wschód słońca, aż przychodzi po mnie mama. Idę za nią do toalety, siadam na taborecie, a ona bierze szczotkę i rozczesuje mi włosy. Prawie wszyscy w moim dystrykcie mają blond włosy, ja również. Spoglądam na siebie w lustrze. Obicie pokazuje wąską twarz, duże okrągłe oczy i długi, cienki nos. Kiedy mama kończy, włosy falami otulają moją twarz. Są długie, sięgają mi do bioder. Mam stosunkowo ciemną karnację. Mama również mi się przygląda, następnie zostawia mnie samą. Wykonuję poranną toaletę, idę do pokoju. Na łóżku leży strój, który mi przygotowała na dzisiejszą okazję. Krótka śnieżnobiała sukienka i wysokie kamelowe szpilki leżą na łóżku. Ubieram się. Robię lekki makijaż i jestem gotowa. Sprawdzam jak wyglądam, sukienka sięga mi przed kolano, leży idealnie, jestem szczupła, ale dość wysoka i troszkę umięśniona. Omiatam pokój wzrokiem.  Schodzę na dół. Rodzice już czekają. Mama całuje mnie i mówi, że wyglądam cudnie. Uśmiecham się odsłaniając białe zęby. Wsiadamy do samochodu, po chwili docieramy na główny plac w naszym dystrykcie. Żegnam się z rodzicami. Matka przytula mnie mocno, odwzajemniam uścisk, wchłania zapach mydła i wanilii, kiedy się od niej odrywam posyłam jej uśmiech. Ojciec kładzie mi rękę na ramieniu, nic nie mówi. Dawno tak na mnie nie patrzył, jakby… wierzył we mnie? Niemożliwe, a jednak. Ściskam jego rękę, odwracam się i zajmuję miejsce obok rówieśników z mojego dystryktu. Staję w grupie osób w moim wieku – 17-latków. Spoglądam na grupę mężczyzn, odnajduję wzrokiem mojego przyjaciela, on już wcześniej to zrobił. Posyła mi uśmiech, który dodaje mi otuchy. Odwzajemniam gest. Mieszkanka Kapitolu wychodzi na scenę.
-Witajcie! Pomyślnych igrzysk! I niech los zawsze Wam sprzyja! – przypatruję jej się. Ma ogromną, złotą burzę włosów, jakby Jace to określił, jedno, wielkie siano. Ma doczepiane rzęsy w kształcie złotych piór, usta pomalowała na bordowo. Przez złotą sukienkę, w którą jest ubrana, z daleka wygląda jak złota kulka. –Nim zaczniemy obejrzycie wyjątkowy film, który przywieźliśmy Wam z samego Kapitolu. –słyszę te same słowa co roku i co roku puszczają ten sam durny film. –Uwielbiam to! I nadszedł czas, obyśmy wybrali dzielnego młodego mężczyznę i kobietę, których spotka zaszczyt reprezentowania dystryktu pierwszego w dorocznych Igrzyskach Głodowych. Panie pierwsze. –podchodzi do kuli z nazwiskami i tym długim pomalowanym na czerwono pazurem wybiera karteczkę, kiedy już ją ma, cała rozpromieniona podchodzi do mikrofonu, odchrząchuje –Naomi Vess! –następuje chwila ciszy, z tłumu wychodzi 14-letnia dziewczynka, słodka blondyneczka. Nie jest przestraszona, wie, że ktoś ją zastąpi. –Choć do nas, skarbie. –dziewczynka zajmuje miejsce na podium, koło Clohe. –A teraz, pora na panów. Podchodzi do kuli po drugiej stronie, wyjmuje karteczkę i zajmuje wcześniejsze miejsce. –Lucas Ramsey! –z tłumu wyłania się chudy blondyn wygląda na 16 lat i staje na podium. –Czy w tym roku są jacyś ochotnicy? –w moich uszach rozbrzmiewa wesoły głos prowadzącej. Serce zaczyna mi bić mocniej. Mówię sobie, że teraz policzę do trzech, a gdy skończę uniosę rękę. Raz. Spoglądam na przyjaciela. Dwa. Biorę uspakajający oddech. Trzy. Unoszę rękę.
-Zgłaszam się na trybuta! Chcę reprezentować dystrykt pierwszy w tegorocznych Głodowych Igrzyskach. –Tłum spogląda na mnie, a ja pewnym krokiem ruszam w kierunku sceny. Uśmiecham się do małej dziewczynki i zajmuję miejsce obok Clohe.
-Cudownie! Cudownie! Jak masz na imię?
-Wiktoria Mikołajewska –cieszę się, że mój głos brzmi pewnie. Patrzę się w kierunku rodziców i widzę ich, uśmiechniętą matkę i dumnego ojca. Cieszę się, że sprawiłam im radość, potem ogarniam wzrokiem tłum. Rozlega się męski głos.
-Ja również zgłaszam się na trybuta! –donośny, tubalny głos 17-letniego chłopaka rozległ się po całym placu. Również wszedł na scenę, przedstawił się jako Ethan Freeman, po czym podszedł do mnie. Przede mną stoi wysoki, dobrze zbudowany blondyn o czekoladowych oczach. Jest przystojny. Podajemy sobie ręce i ostatni raz odwracamy się w stronę widowni, a ja posyłam porozumiewawczy uśmiech mojemu przyjacielowi. Nikt mnie nie odwiedza, wiedziałam, że zgłoszę się do Igrzysk, więc wcześniej się ze wszystkimi pożegnałam, idziemy prosto do pociągu. Drzwi zamykają się za nami i opuszczamy dystrykt 1.

niedziela, 26 stycznia 2014

Igrzyska Śmierci - inna historia...

Uwaga ! To była praca konkursowa, zastanowię się nad dokończeniem jej, ale raczej tego nie zrobię, miłego czytania :)

Otworzyłam oczy, uświadomiłam sobie, że znajduję się w Ośrodku Szkoleniowym. Zerknęłam na budzik – 5 rano. Byłam wyspana, bo zawsze wstaję o tej godzinie. Po chwili wzięłam prysznic. W pokoju czekał już na mnie strój i śniadanie. Pachniało wyśmienicie. Zjadłam to, co mi przygotowano. Ubrałam się i stanęłam przed lustrem. Wpatrywałam się w nie przez chwilę swoimi niebieskimi oczami. Moje włosy są ciemnobrązowe, długie i lekko falowane, lecz są także wysuszone i zniszczone od ciągłego wiązania ich w warkocz. Po chwili zastanowienia postanowiłam wysoko zawiązać koński ogon. Mam ostre rysy twarzy, bladą cerę, a kitka sięga mi do ramion. Teraz wyglądam trochę groźnie, uśmiechnęłam się na tą myśl. Jestem raczej szczupła i dość umięśniona od dźwigania ogromnych kawałów mięsa do obróbki. Moje myśli zaprzątały sprawy związane z Igrzyskami. Zastanawiałam się właśnie czy mam szukać sojuszników, czy działać na własną rękę, jeśli tak, to, z kim zawrzeć sojusz, gdy z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. Mój mentor wołał mnie na trening. Wyszłam z pokoju i podążałam za nim do Sali Treningowej. - Przed tobą długi dzień, postaraj się poznać swoje umiejętności, spróbuj nauczyć się czegoś nowego i dobrze przypatrz się rywalom. – Zapewne oczekiwał jakiejś odpowiedzi, lecz ja tylko kiwnęłam głową – Nie jesteś zbyt rozmowna, nie wyjawiłaś mi swojego planu, nie wiem, co zamierzasz, ale pamiętaj, że jestem tu by Ci pomóc. Jeśli chcesz układu z Zawodowcami, zaimponuj im! – Po tych słowach odszedł zostawiając mnie przed drzwiami Sali Treningowej. - Gdybym tylko miała jakiś plan…- powiedziałam do siebie cicho, westchnęłam i wkroczyłam do Sali prostując się. Byłam oszołomiona jej widokiem, owszem, cały Ośrodek budził zachwyt, ale na widok tych wszystkich broni i stanowisk zaparło mi dech w piersiach.  Tłoczyło się tu już dużo trybutów. Zawodowcy popisywali się swoimi umiejętnościami. Kilka osób walczyło, inni zdobywali nowe umiejętności. Zawodowcy zaszczycili mnie spojrzeniem, po czym szeptali coś między sobą. Po chwili cała grupa wybuchła głośnym śmiechem. Zignorowałam ich i podeszłam do stanowiska, gdzie pewien mężczyzna uczył jak rozpalać ogień używając jedynie patyków. O dziwo, po kilku próbach udało mi się. Następnie postanowiłam potrenować walkę wręcz. Instruktor pokazał mi kilka chwytów, a później zaczęliśmy walczyć. Zaraz koło mojego stanowiska znajdowały się kukły do rzutów nożem. Kiedy instruktor powalił mnie na ziemię poczułam ostry ból w przedramieniu. Dotknęłam obolałego miejsca i zauważyłam, że mój strój jest lekko rozcięty, a z ręki leci krew. Mimo tego nie była to poważna rana, raczej głębsze draśnięcie. Przed sobą zobaczyłam leżący nóż, a z tyłu dobiegł mnie donośny śmiech Zawodowców. Wściekłam się. Podniosłam się i jednym, szybkim ruchem chwyciłam leżący na podłodze nóż i rzuciłam go w dziewczynę, która najprawdopodobniej oddała rzut w moją stronę. Rozległ się jej krzyk, a wokół zapanowała cisza. Trybutka chwilę chowała twarz w dłoniach, lecz po chwili spojrzała na mnie nienawistnym spojrzeniem. Nóż lekko rozciął jej policzek i z rany sączyła się krew. -Wybacz, chciałam Ci tylko oddać nóż. Sądziłam, że masz lepszy refleks. – Powiedziałam i posłałam jej uśmiech. W tym czasie podbiegli do nas strażnicy i instruktorzy pytając, co się tutaj dzieje. Cały czas patrząc się w oczy dziewczynie odpowiedziałam z uśmiechem na ustach. -Nic się nie stało, po prostu koleżance omsknęła się ręka przy rzucie nożem. – Wszyscy wpatrywali się wyczekująco w zawodowczynię. -Wszystko w jak najlepszym porządku. – Wycedziła z zaciśniętymi zębami, po czym wróciła do swoich zajęć. Byłam z siebie zadowolona i jednocześnie zaskoczona tak precyzyjną umiejętnością rzutu nożem. Owszem, dobrze się nim posługuję, bo mój dystrykt doprowadza mięso do Kapitolu, a ja je kroję i obrabiam. Czasem ubijam zwierzęta. Oprócz tego w przerwach w pracy rzucałam trochę nożami kuchennymi dla zabawy, jednak mimo to, nigdy nie pomyślałabym, że jestem tak wyćwiczona. To dobrze, umiem posługiwać się jakąś bronią, a to z pewnością przyda mi się na arenie. Do końca dnia trenowałam walkę wręcz. Po zakończeniu treningu poszłam się wykąpać, a następnie udałam na kolację. Mój mentor był zadowolony, że ja i chłopak z mojego dystryktu odkryliśmy nowe umiejętności. Mimo, że byłam zmęczona, nie chciało mi się spać, więc poszłam na basen. Próbowałam nauczyć się pływać, nawet nieźle mi to szło, lecz postanowiłam odpocząć. Otuliłam się ręcznikiem, usiadłam na murku i pogrążyłam we własnych myślach. -Sama? Tutaj? O tej porze? – Usłyszałam za sobą męski głos. Serce podeszło mi do gardła, jednak nie dałam tego po sobie poznać. Również nie odwróciłam się, by zobaczyć, z którego dystryktu pochodzi trybut. -Jak widać. – Usłyszałam własny głos i cieszyłam się, że brzmi pewnie. Chłopak usiadł obok mnie. -Nie myślałem, że kogoś tu znajdę. -Również liczyłam na odrobinę prywatności. – Odpowiedziałam trochę ostrzej niż zamierzałam i odsunęłam się. Dopiero wtedy podniosłam wzrok i zobaczyłam jego twarz. Nie wierzyłam własnym oczom, to trybut z 1 dystryktu – Zawodowiec. W jednej chwili podniosłam się i zmierzałam w kierunku drzwi. -Zaimponowałaś mi. – Gdy mój mózg pojął sens tych słów stanęłam jak wryta. Chłopak błyskawicznie pokonał dzielącą nas odległość i zaszedł mnie od tyłu. Złapał moją rękę tak, bym nie mogła się wyrwać i zbliżył twarz do mojej. -Nikt nie odważyłby się zaatakować Zawodowca. Ty tak. Ledwo udało nam się utrzymać Larę. Mimo, że miała ochotę zabić Cię na miejscu, na razie dała Ci spokój. Ale radzę Ci na nią uważać. Najprawdopodobniej na arenie będziesz pierwszą osobą, którą zabije. Wtedy nie będę mógł Ci pomóc. – I odszedł zostawiając mnie samą. Wszystkie myśli krążyły po mojej głowie, było mi gorąco od emocji. Postanowiłam ochłodzić się w basenie, zresztą i tak bym nie zasnęła. Po kilku godzinach już dość dobrze pływałam. Padałam z nóg. Ledwo weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam kamiennym snem. Następny dzień zaczął się koszmarnie. Obudziło mnie pukanie do drzwi mojego mentora. Byłam niewyspana. Popędziłam za nim do Sali Treningowej. Kiedy weszłam do pomieszczenia wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę i zapadła cisza. Nie wiedziałam, o co chodzi, wyglądałam gorzej niż tragicznie. Podeszłam do stanowiska z łukami. Trenowałam łucznictwo kilka godzin i nawet zaczęło mi wychodzić, choć oczywiście nie obyło się bez szyderczych śmiechów Zawodowców przy każdym nieudanym strzale. Następnie podeszłam do stanowiska walki wręcz. Zauważyłam, że jestem silna i dlatego łatwo nauczyłam się dobrze walczyć. Potem poszłam na bieżnię, żeby poćwiczyć kondycję. Następnie zabrałam się za najróżniejsze ćwiczenia m.in. wspinanie się. Po skończonym treningu wzięłam prysznic i zjadłam kolację. Byłam bardzo zmęczona, więc poszłam prosto do pokoju i zasnęłam.

piątek, 4 października 2013

Pierwsze opowiadanie :D part 6

Mam nadzieję, że się Wam spodoba :) Wybaczcie, mi tak długą nieobecność :(

Jeszcze dłuższą chwilę stałam i gapiłam się w przestrzeń, potem wróciłam do grupki świeżo upieczonych wampirów. Kilkoro z nich wyglądało na zadowolonych, inni pochlipywali cicho, a ja stałam pomiędzy nimi i nie miałam pojęcia co robić. Moją uwagę przykuła pewna dziewczyna. Wyglądała na zwykła nastolatkę, miała na sobie jakiś wywłóczony, wełniany sweter i porwane jeansy. Płakała, musiała tęsknić za rodziną… rodzina, mama… na samą myśl ścisnęło mnie w gardle, a łzy napłynęły mi do oczu. Czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczę? Czy nadal będzie mnie kochała? Z zamyśleń wyrwał mnie głośny śmiech. Gdy się odwróciłam ujrzałam tą płaczącą dziewczynę leżącą na ziemi, a nad nią stała jakaś nowa wampirka, która miała na sobie zabójczo krótką spódniczkę, obcisłą bluzkę, która podkreślała jej talię i czarne botki na metrowej szpilce. Słowem, wyglądała jak milion dolarów.  Śmiała się z bidnej nastolatki, leżącej na ziemi. Nienawidzę osób, które traktują inne jak popychadła… Może dlatego, że sama nim byłam? Kiedy na nią spojrzałam wezbrała się we mnie wściekłość, jeszcze takiej nie czułam, po prostu musiałam podejść i coś zrobić, to było silniejsze ode mnie. Podbiegłam do nich i pchnęłam tą wredną nastolatkę z taką siłą, że tamta zatoczyła się kilka kroków do tyłu i o mało co nie upadła. Pomogłam wstać przestraszonej dziewczynie, sprawdziłam czy nic jej nie jest i usłyszałam wrzask na moimi plecami.
- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! – wrzeszczała już stojąca na dwóch nogach wampirka – Jedna ofiara przyszła z pomocą drugiej!
- Po pierwsze to ani ja, ani ona nie jesteśmy ofiarami, a po drugie, jeśli jeszcze raz zobaczę, że śmiejesz się z niej, to uwierz mi, nie skończy się to dla Ciebie dobrze! – jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła, wszystko we mnie wrzało.
- Hahahah! Ty grozisz mi? – nagle z roześmianej nastolatki zmieniła się w zimną wampirzycę o bystrych oczach, podeszła do mnie w mgnieniu oka, złapała mnie za rękę z ogromną siłą i zaczęła mówić szeptem do mojego ucha trzymając swoją twarz stanowczo zbyt blisko mojej – Nie masz pojęcia z kim zadarłaś, lepiej uważaj na siebie. – Po tych słowach zarzuciła kruczoczarnymi włosami, odwróciła się i dumnie pomaszerowała przed siebie.
- Nic Ci nie jest? – zapytałam się nadal osłupiałej dziewczyny.
- N…nie, chyba nie…
- Tak w ogóle to jestem Isabelle, ale mów mi Izzy. – uśmiechnęłam się do niej szczerze
- Ja jestem Katherine Flowerpower, miło mi Cię poznać. Dziękuję a to, co zrobiłaś, niewiele osób zdobyłoby się na odwagę zadrzeć z Elizabeth.
- Oj nie przesadzaj, to nic takiego, każdy zachowałby się tak na moim miejscu… - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej
- Kilka osób przyglądało się całej scenie i nikt nie stanął w mojej obronie. - teraz to ja stałam osłupiała – Ty chyba nie do końca wiesz z kim zadarłaś, prawda ?
- Nie znam tej dziewczyny, ale nikt nie ma prawa tak traktować innych. A tak w ogóle to kim ona jest ?
- Elizabeth Moon.
- Moon? Serio?
- Tak, wnuczka przywódcy najstarszej, największej i najbardziej wpływowej kolonii wampirów. Jej matka nieoczekiwanie została wilkołakiem, a Elizabeth tylko czekała żeby stać się wampirem.
- No to w takim razie ona także zadarła z niewłaściwą osobą. Ja jestem Isabelle Lightwood, córka Kate Lightwood, przywódczyni największej sfory wilkołaków.
- Łał, widzę, że nie popuścisz jej łatwo.
- Cóż… nie ma takiej opcji – obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Pamiętaj, jesteś na jej terytorium, ona ma przewagę.
- Na pewno nie zapomnę. – nagle podeszła do naszej grupy wysoka kobieta z długimi blond włosami, ubrana w czarną suknię sięgającą do ziemi. Materiał był przeszywany srebrną nitką tworząc przeróżne wzory.
- Proszę za mną. – od dźwięku jej głosu dostałam gęsiej skórki, był lodowaty i pełen nienawiści, ale zarazem przepełniony bólem.
- Zaczyna się – szepnęła do mnie Katherine.

środa, 2 października 2013

Bardzo długo mnie nie było i przepraszam Was za to, brak weny, ale w weekend postaram się wstawić już kolejną część :) No i baaardzo dziękuję za ponad 1000 wyświetleń, to dla mnie wiele znaczy <3

sobota, 7 września 2013

Pierwsze opowiadanie :D part 5

Wiem, że notki miały być dłuższe, ale wyjeżdżam i postanowiłam zostawić Wam ten kawałek, następne będą dłuższe, obiecuję :3

Znieruchomiałam. Stałam tam i gapiłam się w tą nieprzeniknioną czerń, a krew z mojej ręki kapała na podłogę. Nie wiem ile tam stałam, miałam wrażenie, że całe wieki. Z amoku wyrwał mnie głos mamy.
- Isabelle, teraz musisz wziąć kielich, nabrać wody i wypić jego zawartość. – zrobiłam to i wróciłam na miejsce. Nie mam pojęcia jak uroczystość dobiegła końca. W mojej głowie kłębiła się tylko jedna myśl, że moja mama mnie znienawidzi. Kiedy ceremonia dobiegła końca podeszła do mnie, złapał za rękę i odciągnęła na bok.
- Posłuchaj mnie uważnie, nie mamy wiele czasu. Musisz wytrzymać, wiem, że dasz radę, jesteś silna. Za tydzień, jak już wszystko się uspokoi, wymkniesz się, lub powiesz, że idziesz na polowanie do lasu, spotkamy się na granicy między terytoriami, tam gdzie Cię zaprowadziłam, gdy byłaś jeszcze mała, trafisz tam ?
- Tak mamo, ale to niedozwolone, nie chcę żebyś miała przeze mnie kłopoty. – byłam załamana.
- Nie interesuje mnie to, kocham Cie i tylko to się liczy. – przytuliła mnie mocno do siebie. – Musisz już iść, pamiętaj, za tydzień o północy.
- Będę mamo, kocham Cię.
- Ja Ciebie też malutka, a teraz idź. – puściła mnie, a kiedy odchodziłam zauważyłam łzy w jej oczach, wiedziałam, że nie mogę się rozpłakać, musiałam być twarda.
Wyszłam na świeże powietrze i zauważyłam dwie grupy, w jednej z nich były wilkołaki, które kiedyś były wampirami, a w drugiej wilkołaki przemienione w wampiry. Podeszłam do drugiej grupy, niektórzy byli przerażeni, inni cali zapłakani, a parę osób nawet sprawiał wrażenie szczęśliwych. Nagle ktoś złapał mnie za rękę, odruchowo wyrwałam ją i odwróciłam się przerażona. Moim oczom ukazała się Carmen, cała zapłakana, ścisnęło mi się w gardle na jej widok. Rzuciła się w moje objęcia i przytuliła z całej siły. Pachniała jak zawsze wanilią, wtuliłam się w nią i w jej burzę loków. Miałam ochotę się rozpłakać, ale wiedziałam, że nie mogę. Puściła mnie i odciągnęła na bok, spojrzałam na nią dokładniej. Makijaż miała lekko rozmazany, a nos cały zasmarkany od płaczu Przyglądałam się jej chcąc zapamiętać to, jak wygląda. Miała oliwkową karnację. Najbardziej podobała mi się jej ciemnobrązowa burza loków. Przyjaźniłyśmy się od podstawówki, byłam zrozpaczona, a zarazem wściekła, że jakieś idiotyczne uroczystości mieszają nam w życiu i każą zostawić rodzinę i przyjaciół.
- Będę tęsknić. – powiedziała zapłakana Car.
- Ja też. – starałam się zachowywać spokojnie, ale z całego serca pragnęłam wtulić się w nią i nigdy nie puścić.
- Tak bardzo nie chcę się z Tobą rozstawać. Muszę Ci powiedzieć parę rzeczy więc stój i słuchaj uważnie. Musisz być silna, wtedy będzie Ci u nich łatwiej, bądź pewna siebie jak nikt inny. Oni cenią takich. Może nie jesteś wysoką, niebieskooką blondynką, ale jesteś piękna, nie zapominaj o tym! – powiedziała to z takim przekonaniem, że z wrażenia dotknęłam moich prostych jasnobrązowych włosów, a w moich zielonych oczach zebrały się łzy. - No i najważniejsze, nie wolno Ci płakać, dla nich łzy to oznaka słabości, a ty jesteś silna, wierzę w Ciebie, nigdy Cię nie zapomnę. – przytuliła mnie z całej siły.
- Dziękuję, będę pamiętała. – szepnęłam, gdy już mnie puściła.
- Trzymaj się. – powiedziała, a z jej oczu popłynęły strużki łez. Ścisnęła moją rękę i odeszła. Miałam ochotę rzucić się na ziemię i ryczeć.

wtorek, 3 września 2013

Pierwsze opowiadanie :D part 4

Staram się codziennie dodawać kawałek, przepraszam, że dzisiaj tak późno :)

A Ty jak zwykle spóźniona. – szepnęła mi Carmen, gdy wreszcie dotarłam na miejsce i usadowiłam się na miejscu obok niej. Przewróciłam oczami i skupiłam się na otoczeniu. Sala wyglądała oszałamiająco. Była ogromna. Po prawej stronie były miejsca dla rodziców i przedstawicieli rasy wampirów, natomiast po lewej, wilkołaków. Wszyscy ludzie, którzy ukończyli 16 lat siedzieli pośrodku i czekali, aby wywołano ich nazwisko. Wokół Sali były porozpalane świece, były wszędzie porozstawiane w najróżniejszych miejscach. Galę jak zawsze otwierały dwie osoby, przywódca najpotężniejszego klanu wampirów, Valentine, oraz przywódca najpotężniejszej sfory wilkołaków – moja mama. Wyglądała pięknie i nie mówię tak dlatego, że to moja mama naprawdę jej uroda jest zadziwiająca, czego nie można powiedzieć o mnie. Jest szczupłą brunetką o kocich, zielonych oczach. Sukienkę miała krótką, czarną oczywiście na trzy czwarte rękawa i całą wyszywaną czarnymi kryształkami, po prostu boską. Może to głupie, że tak mówię o swojej mamie, ale… no po prostu jest śliczna. Na co dzień ubiera się na sportowo, ale myślę, że po prostu chciała utrzeć nosa tym wszystkim wampirzycom, które chodzą obwieszone drogą biżuterią i długimi kieckami. Zaczęli wywoływać nazwiska z listy, każdy wyczytany podchodził do wielkiego hmm… sama nie wiem do to jest… przypomina wielki wazon, brał rytualny sztylet, przecinał sobie dłoń i upuszczał swojej krwi do tego „wazonu”. Jeżeli woda zabarwiła się na niebiesko, stawał się wilkołakiem, jeśli zaś na czarno, wampirem. Następnie brał kielich napełniał do zabarwioną już wodą i pił z niego, następnie odstawiał kielich i wracał na swoje miejsce. Tak wygląda cały rytuał.
- Isabelle Lightwood. – kiedy Valentine wyczytał moje nazwisko serce podskoczyło mi do gardła, lecz starałam się zachowywać normalnie. Myśli kłębiły się w mojej głowie jak oszalałe, co będzie jeżeli nie zostanę wilkołakiem! Ale właśnie w tej chwili spojrzałam na mamę, która uśmiechnęła się do mnie i dodała mi otuchy. Wtedy już wiedziała, że wszystko będzie dobrze, cała niepewność i strach zniknęły jak bańka mydlana. Załączyłam swój uśmiech i pewnie podeszłam do wazonu, zrobiłam głębokie nacięcie w dłoni, a moja krew zaczęła kapać do urny. Woda najpierw zrobiła się błękitna i kiedy już byłam pewna, że zostanę wilkołakiem, kiedy wszystkie emocje wybuchnęły wewnątrz mnie, woda nieoczekiwanie zmieniła kolor na czarny.

poniedziałek, 2 września 2013

Pierwsze opowiadanie :D part 3

Opowiadanie o Izzy :3

- Mamo! – wpadłam do domu i zaczęłam gorączkowo biegać po pokojach szukając mamy.
- Czego tak krzyczysz, już idę, co się stało ? – zaniepokojona mama wyłoniła się z sypialni.
- Mam do Ciebie sprawę… nie jako do mamy, lecz jako do alfy Twojej sfory.
- Co się stało ? – przyglądała mi się uważnie z zaniepokojeniem w oczach.
- Poszłam z Carmen na spacer do lasu i znalazłyśmy martwego wilkołaka.
- Jesteś pewna, że był on martwy ?
- Tak, sprawdziłam puls, ale to nie wszystko… - rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu właściwych słów – Mamo, ktoś spuścił z niego całą krew.
- Wampiry. – powiedziała i wyciągnęła z kieszeni komórkę.
- Na to wygląda. – cieszyłam się, że mi uwierzyła.
- Idź na górę, przygotuj się do uroczystości, ja się wszystkim zajmę, nie martw się. – wypowiadając te słowa przytuliła mnie do siebie – Wszystko będzie dobrze Isabelle, wiem, że ostatnio mało czasu spędzamy razem, ale to się zmieni, obiecuję. – pocałowała mnie w czoło i poszła do pokoju. 

Opadłam na łóżko w moim pokoju, do tej pory nie myślałam o tym, że mogę zostać wampirem. Nie było takiej opcji, nie tylko dlatego, że nie chciałam, po prostu jestem córką alfy, a jeszcze żadne dziecko przywódcy sfory nie zostało wampirem, to jest wręcz niemożliwe. Ale co jeśli ze mną będzie inaczej, ja nie dam rady, nie będę potrafiła opuścić mojego życia… to nie dla mnie. Łza spłynęła mi po policzku, oglądałam uważnie swój pokój, próbując sobie zakodować w pamięci jak on wygląda, jakbym miała już go więcej nie zobaczyć.Uwielbiałam go. Nie był jakiś szczególny, był prosty, taki jak chciałam. Ściany były kremowe. Jedna z nich była brązowa, widniały na niej czerwone, białe i srebrne napisy. Dzięki temu pokój nie wydawał się nudny, ani mdły. Inna ściana była calutka zapełniona zdjęciami z najlepszych momentów mojego życia i ze wspaniałymi ludźmi… ścisnęło mi się w gardle. Mój wzrok powędrował na zegar, który mam na ścianie w pokoju. 
- Cooo za kwadrans dwunasta? Żaal, spóźnię się!
Wrzuciłam na siebie moje ulubione czarne spodnie, założyłam bluzę i z telefonem w ręku wybiegłam z domu w chłodną noc, wiedząc, że za 15 minut moje dotychczasowe życie może stracić znaczenie.