Siedzę z mamą przy stole w
kuchni, jak codziennie rano pijemy kawę, lecz obie wiemy, że dzisiejsza noc
zaważy na całym moim życiu. O północy jest uroczystość wyboru rasy. Istnieją
dwie, wampiry i wilkołaki. Każde żyją według pewnych zasad. Ale jest jedna,
najważniejsza. Wampirom nie wolno wchodzić na terytorium wilkołaków, a
wilkołakom na teren wampirów. Nienawidzą się. Spotykają się tylko raz w roku,
na tejże uroczystości. Każda z nich ma również swoją kulturę. Wampiry są
podzieleni na duże kolonie, którymi zarządza kilkoro najsilniejszych, lub
najstarszych członków danej kolonii. Wilkołaki są podzieleni na sfory, które
maja swoją alfę i to jej się słuchają. Ja, jak każda osoba poniżej 16 lat nie
mam rasy. Jestem człowiekiem, lecz na dzisiejszej uroczystości zostanie mi
przypisana jedna z nich, to nie jest mój wybór, niestety. Chcę być wilkołakiem
i zostać z rodziną i przyjaciółmi, ale to przeznaczenie i predyspozycje
decydują, nie my. Kim zostanę być do końca życia, wampirem, czy wilkołakiem,
tego nie wiem.
- Spóźnisz się do szkoły – słowa mamy wyrwały mnie z zamyśleń.
- Już kończę. – upiłam ostatni łyk kawy, złapałam plecak i podeszłam do mamy – Do zobaczenia wieczorem. – powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi naszego niezbyt dużego, przytulnego mieszkania.
- Kocham Cię, pamiętaj o tym, zawsze a szczególnie dziś wieczorem. Niezależnie co się stanie, zawsze pozostaniesz moją córką i to się nigdy nie zmieni… nigdy.
- Wiem, mamo, ja Ciebie też kocham. – odparłam i wyszłam z domu. Poczułam świeże powietrze, zapach świeżo ściętej trawy i ruszyłam przed siebie.
- Spóźnisz się do szkoły – słowa mamy wyrwały mnie z zamyśleń.
- Już kończę. – upiłam ostatni łyk kawy, złapałam plecak i podeszłam do mamy – Do zobaczenia wieczorem. – powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi naszego niezbyt dużego, przytulnego mieszkania.
- Kocham Cię, pamiętaj o tym, zawsze a szczególnie dziś wieczorem. Niezależnie co się stanie, zawsze pozostaniesz moją córką i to się nigdy nie zmieni… nigdy.
- Wiem, mamo, ja Ciebie też kocham. – odparłam i wyszłam z domu. Poczułam świeże powietrze, zapach świeżo ściętej trawy i ruszyłam przed siebie.
-
Uhh… Izzy czy Ty zawsze musisz się spóźniać ? ! Wiesz, że tego nienawidzę.
Napisałam ze dwadzieścia smsów, czemu nie odpisałaś ? – wycedziła Carmen do
spóźnionej 20 minut przyjaciółki.
- Cóż za miłe powitanie. – odparłam – Wybacz… straciłam rachubę czasu, a telefon mam wyciszony.
- Pięknie – burknęła – za 10 minut mamy lekcje, lepiej, żebyśmy zdążyły, chodź…
- Cóż za miłe powitanie. – odparłam – Wybacz… straciłam rachubę czasu, a telefon mam wyciszony.
- Pięknie – burknęła – za 10 minut mamy lekcje, lepiej, żebyśmy zdążyły, chodź…